Angielski dla mam, au pair i … niemowląt
Dziś coś zupełnie z innej beczki.
Jakiś czas temu koleżanka zapytała czy uczę/ czy mówię do Ali po angielsku. Była zdziwiona moją odpowiedzią, że owszem czasem powiem jej jakiś wierszyk po angielsku, zaśpiewam piosenkę, no ale nic poza tym. „Ty z twoim angielskim, powinnaś do niej cały czas po angielsku mówić” powiedziała. „Ja jak bym znała tak dobrze jakiś język obcy to od samego początku bym do dziecka w nim mówiła”. Przedstawiła teorie za tym by uczyć języków od niemowlęctwa, a że jest z wykształcenia psychologiem ze specjalnością „dziecięcą jakąś tam” to pomyślałam, że zna się na rzeczy (knows her stuff).
Poczułam, że czegoś tu nie dopatrzyłam (I neglected sth) i od razu (at once), następnego dnia wzięłam się za (get down to) mówienie do córki po angielsku (miała wtedy 13 miesięcy).
Moje próby szybko spaliły na panewce (felt flat):
Kilka zdań do córki po angielsku i już wiedziałam, że brakuje mi słownictwa. Niezrażona, w kilka minut zaopatrzyłam się w słówka które myślałam, że będą mi potrzebne np:
bib – śliniaczek, dribble – ślinić się,
pram – wózek, stroller – spacerówka,
pacifier/ comforter / Br. E dummy – smoczek
baby crib – łóżeczko
potty– nocnik
potty seats – nakładka na sedes
nappy/ diaper – pieluszka
baby sling – chusta do noszenia dziecka
car seat – fotelik samochodowy
teething ring – gryzak
rompers – śpioszki, pajac lub kombinezon –> hmm może ktoś mi wyjaśni w końcu jak to tłumaczyć (jak pochodziłam po stronach sklepów z ciuchami to rompers przeważa na pajaca, śpiochów z granicą nie znają a kombinezon to czasem rompers a czasem baby suit. W polskim przyjeło się słowo rampersy a oznacza pajaca z krótkimi rękawami i nogawkami.
baby wipes – chusteczki nawilżane
pee – siku
poop – zrobić kupę
Zaopatrzona w taki glosariusz postanowiłam kontynuować mówienie dla Ali po angielsku. Mówię i mówię (to jak ona to odbierała to inna sprawa), ale czuję, że coś jest nie tak, że to cholera takie sztuczne. Przypomniał mi się artykuł jaki kilka lat temu gdzieś czytałam o tym, że po wstąpieniu Polski do UE coraz więcej pojawiło się w Anglii polskich Au pair. Niby, żadna niespodzianka, ale artykuł traktował o tym, że Angielkom nie podobało się u polskich Au pair to, że mówią do dzieci zbyt wyrafinowanym (sophisticated) językiem. Ich zdaniem Polki brzmią jak jakieś literatki czy poetki i zdecydowanie za mądrze (sic.). Pamiętam, że jedna dodała, że ich dziecko będzie brzmiało jak kujon (nerd) na placu zabaw 😉
Wtedy myślałam o co tym babkom biega, no ale teraz będąc mamą doznałam olśnienia (uprush). Przecież sama jak mówię do Ali po polsku to ożywam specyficznego słownictwa np. mówię Ala będziesz jeść, ale mówię też Ala am am ( i ona to powtarza), mówię auto brum brum a nie że jedzie, mówię, piesek hau, hau, świnka chrum chrum, a wodą w wanience robi się przecież chlapu, chlap.
Nie wiem, czy to dobrze że tak mówię. Nie jestem psychologiem. Myślę, że niem ma co przesadzać, ale część rzeczy na pewno będę tak mówić, widzę że A. na to reaguje (np. na idziemy chlapu chlapu a nie idziemy się kąpać) i pewnie tego właśnie żądały Angielki od polskich Au pair.

a propos: chlapu chlapu to splish, splash, splosh A dowiedziałam się tego przeglądając z Alą kartonikową książeczkę
Po kilkugodzinnej próbie mówienia do Ali po angielsku doszłam do wniosku, że w rodzinie, gdzie żaden z rodziców nie jest nativem nie ma to sensu bo:
1) taki angielski będzie sztuczny
2) nie zapewnię jej pewnych kulturowych niuansów
3) ani całkowitej imersji językowej, bo nawet jeśli ja np. bym grała rolę nativa i mówiła do niej tylko po angielsku a mój mąż po polsku to on nie zna tyle polskich wierszyków i rymowanek co ja. Jakżebym mogła pozbawić ją możliwości poznania „Lokomotywy” Tuwima czy „Entliczek pentliczek’ Brzechwy. Bez sensu.
Postanowiłam mówić do niej po polsku, a po prostu czasami powiedzieć rymowankę po angielsku, zaśpiewać czy pooglądać/poczytać angielskojęzyczną książeczkę. Rymowanek (nursery rhymes) znam całe mnóstwo. Moje ulubione oraz to co już z Alą robimy przedstawię w następnym poście.
A jeśliby ktoś chciał mówić do małego dziecka po angielsku to polecam nauczyć się słów onomatopeicznych: wszystkich naśladowań dźwięków różnych przedmiotów, zwierząt, bo musicie wiedzieć, że piesek po angielsku nie robi hau hau tylko woof woof a świnka chrum chrum tylko oink, oink
Inne przykłady : pszczoła robi buzz, ptaszek: cheep-cheep, kot: meow, kurczak jak widać na obrazku cluck albo cluck-cluck), kaczka quack albo quack-quack), śmieszna jest żaba bo nie robi kum kum tylko ribbit albo ribbit-ribbit, koń neigh, owca lub koza robią baa, a kukuryku koguta to cock-a-doodle-doo
Po 6 latach studiów tłumaczeniowych, po zdaniu różnych certyfikatów poległam na dźwiękach zwierząt. Nigdy nie przypuszczałam że zabraknie mi słowa na kukuryku 😉 Nie pomyślałabym, że w ogóle będzie mi to potrzebne 😉
Zagadnienie, jakie dźwięki wydają zwierzęta, nie jest takim banałem jakby się zdawało. Lingwiści dawno prowadzą na ten temat badania. Myślę, że możnaby na ten temat magisterkę napisać 😉 James Chapman, doktorant na wydziale fizyki University of Manchester, który na co dzień zajmuje się badaniami nad grafenem, publikuje ciekawe obrazki zestawienia na ten temat. Przykład poniżej a więcej na jego stronie: http://chapmangamo.tumblr.com
Co do języka dla niemowląt to nie jest to tylko moje odczucie, że do dzieci mówi się inaczej, uproszczonym językiem. Język jakim mówi się do dzieci zyskał miano ’motherese’ albo’baby talk’ i proszę tego nie mylić z językiem dzieci czyli cooing, gurgling, (gruchanie, guganie niemowlęce) babbling (gaworzenie.
Język matek motherese albo baby talk charakteryzuje się:
1. używaniem zdrobnień często poprzez dodanie końcówki y
doggy – piesek
mummy – mamusia
daddy – tatuś
auntie – ciocia
yummy – pychotka (zamiast delicious)
tummy – brzuszek (zamiast stomach)
2. używanie powtórzeń, aby łatwiej było zapamiętać, często są to wymyślone słowa
Coochie coochie – gili gili (przy łaskotaniu)
yum-yum -mniam mniam
tut-tut – nu nu (robimy palcem nu nu wyrażając dezaprobatę)
choo-choo – ciuch ciuch robi pociąg
ding dong – dzyń dzyń robi dzwonek
boo boo – kuka (skaleczenie)
oopsie daisy – ogólnie oznacza do góry nogami ale do niemowląt tak się mówi gdy się przewrócą takie bam
Pee-pee – siu siu
Poo-poo or doo-doo – e e (robić kupkę)
dum-dum – monio (smoczek od dummy)
peek-a-boo! – a ku ku (zabawa w aku ku)
Teraz wiecie o jakie słownictwo mi chodziło. Ja do Ali już tak mówić nie będę ale powyższe słownictwo na pewno się przyda Au pair (co by dzieci kujonami nie były 😉 )
Bardzo proszę o komentarze mamy i psychologów, czy mówić do dzieci niemowląt po angielsku? Czy mówić zdrobnieniami (nawet po polsku)?
Jeśli ktoś zna jakieś inne dziecięce słowa po angielsku poproszę dodać w komentarzach. Zróbmy listę dla Au Pairs! 😉
FAJNY ARTYKUL.. TYLKO BABY WIPERS TO CHYBA MIALAS NA MYSLI BABY WIPES 😉
POZDRAWIAM!
jasne, że tak. Dzięki. Już poprawione 😉
Popieram w 100% Twoje stanowisko. Nic na siłę. W Polsce, gdy oboje rodziców jest Polakami, ma się nijak do totalnej immersji. No bo np. teraz, w okresie okołobożonarodzeniowym. Miałabym dziecka uczyć Silent Night Holy Night? A może Good King Wenceslas? Dziękuję, jakoś bardziej czuję się związana ze swojskim Lulajże Jezuniu.
Co do infografiki o odgłosach zwierząt, robiłam podobne zajęcia w szkole, w której pracuję.
A ogólnie o dźwiękach mogłabym gadać godzinami, pisałam mgr z symbolizmu dźwiękowego. Fascynujący temat: lingwistyka, psychologia, metafizyka (??) i parę innych w jednym.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości w prowadzeniu bloga.
Wszystkiego najlepszego w 2015!
Dziękuje Rubella, wytrwałość mi się przyda 😉 Na marginesie, na prawdę ciekawy temat magisterki 😉
Z wielką przyjemnością przeczytałam Twoje posty okołodziecięce. 🙂
Nie ma wątpliwości, że mój angielski nie jest specjalnie „dziecięcy”, nie używam zbyt wielu zdrobnień ani uproszczeń (choć te przez Ciebie wymienione – tak), ale tak samo robię po polsku, zawsze bardzo unikałam zdrobnień i słów, które miałyby być niby w jakikolwiek sposób dla dziecka łatwiejsze (dlaczego niby „chlapu chlapu” jest łatwiejsze niż „kąpiel”? 😉 Z pewnością „nauka” angielskiego w Polsce i przez Polaków nie będzie taka sama jak w kraju anglojęzycznym albo z rodzicem nativem, ale zupełnie się nie zgodzę, że to bez sensu. I na pewno nie stoi w sprzeczności ze znajomością polskich wierszyków. U nas na półce stoją razem książki w obu językach i czytamy to, co Róża wyciągnie. 🙂
A co do niezbędnych słówek, to ja niektóre znałam (nie wiem skąd), ale naprawdę ogromną ich ilość poznałam czytając z córką książki dla dzieci. Książki w stylu „My first words…”, gdzie jest pełno obrazków i podpisów to po prostu kopalnia wiedzy, jeśli chodzi o takie słownictwo, tak samo z odgłosami zwierząt i innymi takimi. 🙂
Gdy pisałam ten post to Ala była dużo młodsza i ja rzeczywiście mówiłam do niej jak do bobaska, po prostu nie mogłam się oprzeć 😉 Oczywiście nie było to jakieś tam seplenienie czy przekształcanie wyrazów, ale am am zamiast jeść czy ee zamiast robić kupę owszem. I właśnie tego brakowało mi w angielskim. Dziecięcego języka. teraz oczywiście tego nie robię, bo Ala jest już starsza i rozumie i mówi 'po dorosłemu’. Na końcu postu zadałam pytanie, zwłaszcza do psychologów, czy mówić czy nie do dziecka zdobieniami, bo ja akurat słyszałam skrajne teorie od absolutnie nie do teorii głoszonej przez psychologów i logopedów mojego brata (ma zespół Downa i problem z mową), aby nie przekręcać wyrazów, ale jeśli jest możliwość to stosować odpowiedniki łatwiejszych wyrazów a więc, że może być am am zamiast jeść, auto a nie samochód a nawet sun zamiast słońce czy blue zamiast niebieski (tak, tak i to właśnie była rada dla dziecka z ZD! ) Jestem więc pod wpływem rożnych teorii.
Nie mówię, że nauka angielskiego dziecka jest bez sensu. Uczę ją, tylko zrezygnowałam z mówienia do niej non stop. Postanowiłam najpierw skupić się na polskim i polskiej kulturze, wierszykach, piosenkach a po angielsku to tylko piosenki i proste wierszyki a potem (właśnie teraz jak ma 2 lata i po polsku jest totalnie rozgadana) zacząć angielski i w codziennych sytuacjach. Takie było moje podejście i puki co jestem zadowolona, bo efekty są, po polsku mówi świetnie pełnymi zdaniami, a angielski chłonie super i zaczyna powtarzać znane rymowanki czy piosenki 😉 ale oczywiście nie buduje po angielsku zdań.
super artykuł. .. tez studiowała angielskie i dopóki się nie przeprowadziłam do Londynu nie znalazłam takiego słownictwa. Tak jak napisałaś, dopóki nie ma się styczności z real English, język którego nas uczą w szkołach w Polsce to język sztuczny, we call it Queen’s English 🙂 sama teraz jestem w ciąży i zamierzam mówić do dziecka tylko po polsku, bo mój narzeczony będzie mówić po angielsku… 🙂 pozdrawiam gorąco!
I takie zanurzenie w obu językach ma sens. Prawdziwa dwujęzyczność! Super będzie miało Twoje dziecko. Gratuluję i życzę wszystkiego dobrego! 😉 Pozdrawiam
studiowalam angielski*
Oczywiście, że mówić po angielsku! Jak najwięcej. Mój prawie trzylatek przełącza się z łatwością pomiędzy językami 🙂 Żeby było zabawnie, to prowadzę bloga o wczesnej nauce języka angielskiego (tłumaczę tam naukowo, dlaczego wczesna nauka jest zalecana) i mam analogiczny dział ze słownictwem – zapraszam: http://www.mamtonakoncujezyka.pl/tag/polish-your-english
Witaj Ela,
coraz więcej mam samodzielnie uczy swoje dzieci angielskiego, więc taki blog na pewno się przyda 😉 Bardzo interesujący jest dział „Polish your English”. Będę częstym gościem 🙂
Cieszę się, że się spodobało 🙂 Twój blog był dla mnie ostatnio odkryciem i bardzo się ucieszyłam znajdując tu sporo przydatnych słówek. Tak, rodziców uczących angielskiego zrobiło się naprawdę dużo. W gronie moich starych (sprzed etapu posiadania dzieci) znajomych jest ładnych parę rodzin co uczą swoje dzieci. Poza tym coraz częściej spotykam się z pozytywną reakcją ludzi na ulicy, co bardzo mnie cieszy. Pozdrawiam.